wtorek, 22 grudnia 2015

Pasztet z fasoli

Podstawą smaku udanego pasztetu są odpowiednio skomponowane zioła. Bardzo ważną rzeczą jest dokładne zmielenie wszystkich składników, którymi są:

- 600g białej fasoli
- gotowany por
- mały kawałek gotowanego selera (3cm/3cm)
- dwa jajka wymienne na szklankę zmielonych płatków owsianych
- dwie łyżki startego majeranku
- łyżka startego kminu
- łyżka startego czombru
- łyżeczka pieprzu i soli
- dwie łyżki oleju
- bułka tarta do obsypania foremki


Fasolę odpowiednio namaczamy i gotujemy. Jak najdrobniej mielimy z porem, selerem i ziołami. Łączymy z olejem i jajkiem bądź mączką z płatków owsianych, które mają za zadanie nadać pasztetowi zwartą konsystencję. Można dodać łyżkę mąki ziemniaczanej jeżeli zrezygnujecie z jajek.
Foremkę keksową smarujemy olejem i obsypujemy bułką tartą. Nie oszczędzajcie w tym wypadku soli. Sól będzie nie tylko poprawiała smak ale stanie się naszym konserwantem.


Pasztet pieczemy w 180 stopniach przez 70 minut. 

Do środka pasztetu można dodać suszone śliwki jeżeli ktoś lubi przełamać słone słodkim.

Smacznego.



wtorek, 3 listopada 2015

Główne nurty w medycynie.

Ten temat poruszam ze stanowiska laika, obserwatora i filozofa, a nie lekarza, naukowca. Mimo braku gruntownego przeszkolenia w biochemii, fizjologii czy anatomii mogę dostrzec co się dzieje, jakie są trendy i jaką mają skuteczność różne podejścia do leczenia człowieka.

Nie będę tu odkrywał Ameryki ale może dla niektórych będzie to inspiracją, a nawet motywacją do działania na swoją korzyść oraz do świadomej oceny działań, które lekarze wykonują lecząc nas. Ufam, że nawet wykształcony lekarz nieświadomy do tej pory tych faktów będzie mógł poszerzyć swoje spojrzenie na medycynę i rozpocząć swoje dociekania z nowej perspektywy o ile zależy mu na zdrowiu pacjętów a nie na liczbie chorych, którzy do niego przybędą. Lekarz nie powinien myśleć o pieniądzach... to powinno być powołanie społeczne tak samo jak u polityków, żołnierzy czy artystów. Myślisz o kasie to zostań lichwiarzem albo handlarzem ale napewno nie lekarzem!

Myślę, że możemy na wstępie podzielić medycynę na dwa główne nurty, które będą miały pewne części wspólne jak np. chirurgia. Oba te nurty przenikają się wzajemnie i często wykorzystują te same narzędzia ale mają różne cele.

Nazwę je za dr. Romanowskim jako nurt hipokratejski oraz nurt komercyjny

Pierwszy nurt opiera się na kilku tysiącach lat praktyki i obserwacji ludzkiego ciała, chorób, zachowań i zależności między nimi. Jest to wiedza poparta znajomością biochemii, fizjologii i anatomi. Trwająca od 3 tysięcy lat do dziś. Zakłada on, że organizm człowieka to precyzyjnie działająca maszyna, która sama dąży do homeostazy czyli równowagi. Założenie to sprawdziło się miliony razy więc można przyjąć, że jest prawdą. Tenże nurt kładzie nacisk na profilaktykę codzienną czyli zapobieganie chorobom. Jego głównym celem jest zdrowie wszystkich ludzi i ich dobro. Lekarz tego nurtu na codzień jest nauczycielem tego co jest dla nas zdrowe i jak żyć żeby nie chorować. Tylko w wyjątkowych sytuacjach zaniedbania zdrowia przez pacjęta medyk musi zacząć leczyć chorobę i tu ma szereg narzędzi takich jak: 

- dieta (70% siły leczenia), 
- korekta nawyków i stylu życia,
- ziołolecznictwo, 
- akupunktura, 
- przyżeganie, 
- masaż, 
- chiropraktyka, 
- ćwiczenia fizyczne i oddechowe
- ukierunkowanie myśli chorego na leczenie
- w ostateczności chirurgia ale to w przypadku kiedy pacjent rozpoczą leczenie za późno albo doszł u niego do urazów fizycznych w wyniku wypadku.

Niestety nasze społeczeństwo żyje tak, że prędzej czy później prawie każdy trafia do lekarza z jakąś chorobą cywilizacyjną.

Główne hasło hipokratesa brzmiało: "Niech pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem". 


Hipokrates jest wzorem do naśladowania dla wszystkich lekarzy choć nie jest to łatwe. Lekarz ciągle powinien się uczyć i obserwować świat i pacjentów. Przysięga hipokratesa, która na zachodzi jest podstawą etyki lekarskiej, obowiązuje do dziś. Niestety nie wszyscy lekarze naśladują hipokratesa i bez zastanowienia wierzą we wszystko co jest im wtłaczane na uczelniach, które ze względu na pieniądze coraz cześciej odchodzą już od wzoru hipokratejskiego. Myślę, że jest to proces powolny i nieświadomy chociaż wywołany przez ogromne lobby korporacji. Myślę tu z jednej strony o lobby samych firm farmaceutycznych, którym nie po drodze z ideą leczenia przyczyn, a nie objawów, i to w sposób naturalny - dostępny dla każdego. Z drugiej strony mamy lobby depopulacyjne, które dąży do zmniejszenia ilości ludzi na ziemi.

Polecam przeczytanie notki o Hipokratesie z wikipedi: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Hipokrates

Przyczyny chorób, które definiuje podejście pierwszego nurtu to:

- nieprawidłowość odżywiania,
- nieprawidłowość snu i odpoczynku,
- nieodpowiednia ilość i jakość ruchu fizycznego,
- niewłaściwa higiena
- niewłaściwy stan emocjonalny,
- działania medycyny objawowej, 
- zagrożenia wynikające ze środowiska (zmiany klimatu, zanieczyszczenia środowiska, żyły wodne, pleśń, itp.)

- trucizny (nowoczesne środki higieniczne jak płyny do kąpieli, pasty do zębów, konserwanty, barwniki, chemia gospodarcza, plastik obecny wszędzie szczególnie w styczności z jedzeniem, sztuczne ubrania, GMO, itd.)

Szczególnie ostatni punkt może wydawać się śmieszny ale z historii wiemy jak nowości cywilizacyjne przyczyniały się do zagłady całych narodów... W sarożytnym Rzymie dla polepszenia jakości życia wybudowano akwedukty i system rur doprowadzających wodę w miastach. Wszystko było pięknie ale rury oraz naczynia Rzymian były wykonane z ołowiu... Styczność z ołowiem w krótkim okresie nie wykazywała żadnych szkodliwych efektów dla człowieka ale w perspektywie kilku pokoleń pijących wodę ze śladowymi ilościami ołowiu okazało się, że jest tragiczna w skutkach. Rzymianie masowo zaczęli cierpieć na różne choroby i byli mniej odporni. Kilka pandemii chorób przyniesionych ze wschodu zdziesiątkowało ich społeczeństwo.

Dziś bez mrugnięcia okiem całe narody eksperymentują na sobie jak na szczurach. Wymienione wyżej zagrożenia są bagatelizowane. Społeczeństwo nie jest uczone co jest zdrowe i sprawdzone a co nowe i niebezpieczne. Dodatkowo wprowadzony jest chaos informacyjny. Dostajemy sprzeczne informacje jak np: otyłość jest niezdrowa oraz otyłość jest zdrowa, albo że ziołolecznictwo jest przestarzałe (chociaż działało tysiące lat) a nowe leki które powstał dopiero w ciągu ostatniego stulecia, a większość w ostatnich latach, jest super choć nie wiemy jakie będą ich skutki uboczne za kolejne 50 lat. Przeczytajcie ulotki ile każdy niby lek farmaceutyczny ma skutków ubocznych. Głupia Aspiryna bardziej szkodzi niż leczy (http://biotechnologia.pl/biotechnologia/aktualnosci/zabojcze-witaminy-podstepna-aspiryna-i-zyciodajny-cholesterol-czyli-inne-oblicze-znanych-substancji-rozmowa-z-prof-jackiem-lelukiem-z-uniwersytetu-zielonogorskiego,13233).  Większość leków likwiduje jeden objaw ale powoduje zaburzenie homeostazy czyli truje inne narządy a głównie nerki, wątrobę i system hormonalny. Powoduje jeszcze większy rozstrój organizmu i zamiast pomagać tak naprawdę szkodzi. Za doktorem Romanowskim przytoczę taki przykład:
ból zlokalizowany w skroni, promieniujący do gałek ocznych, z punktu widzenia Tradycyjnej Medycyny Chińskiej jest objawem zaburzeń funkcji wątroby, a ściślej dróg żółciowych. W medycynie komercyjnej stosuje się w takiej sytuacji środki przeciwbólowe, które likwidują ból ale jeszcze bardziej uszkadzają/obciążają wątrobę, co zwiększa częstość i nasilenie objawu, uzależnia pacjenta od leków, biznes się kręci, a człowiek jest coraz bardziej chory. W medycynie chińskiej zastosowanie odpowiedniej korekty diety i ziół odciąża wątrobę i objaw wygasa w krótkim czasie.

W tym miejscu dochodzimy do drugiego nurtu jakim jest nurt komercyjny. Ma on równie długą historię i był stworzony przez nieuczciwych lekarzy oraz szarlatanów. Dziś na ich użytek działa wielki przemysł chemiczny, który wie jaka substancja może usunąć jaki objaw. To podejście nie dba o zdrowie pacjęta tylko o zdrowie finansowe swojej gałęzi. Nie interesuje się przyczynami tylko koncentruje się na produkcji leków i usuwaniu objawów. W ten sposób lekarz komercyjny może przypisać swojemu pacjętowi szereg trucizn jako leki tylko dlatego, że usuną one na czas zażywania objawy choroby. Nie zastanawia się przy tym, co wywołało objawy bo wie, że niby lecząc w ten sposób będzie miał pacjęta do końca życia tego pacjęta. Lecząc tak migrenę, przeziębienia, zgagę czy np. astmę zyskują pacjęta w przyszłości na szereg kolejnych dolegliwości związanych np. z wątrobą, nerkami, chorobami serca czy nowotworami. Przyczyny tych chorób widzą głównie w genetyce szczególnie kiedy w poprzednich pokoleniach występowały podobne choroby. Lekarz komercyjny nie będzie np. próbował dostrzec zależności między dziedziczonym z pokolenia na pokolenie sposobem odżywiania albo miejscem w którym żyją ci ludzie a chorobami...

Widzę wśród swoich najbliższych jak działa ten system. Lekarz nie mówi nic o diecie, nie interesuje się stanem psychicznym czy otoczeniem chorego. Daje pseudo leki i ma gdzieś konsekwencje. Moja jedna babcia ze strony taty umarła na wylew ewidentne spowodowany otyłością i bardzo złą dietą, dziadek umarł w męczarniach na raka płuc choć nigdy nie palił papierosów ale żywił się tak jak babcia - mało warzyw, dużo cukru, kawy, cherbaty, mięsa, zero wody tylko napoje i lekarstwa... Z drugiej strony mam dziadków, którzy z powodu choroby dziadka na astmę wyjechali z Warszawy i zamieszkali w lesie. Wyobrażcie sobie, że dziadek odstawił wszelkie leki na astmę i żyje tak od 25 lat. Lekarka uznała to za cud... Nie ma objawów astmy. Niestety dziadkowie nie stosowali wielu innych zdrowych praktyk, a ich dieta był oparta głównie na syfie czyli wędlinach i nabiale ale dziadek z powodu cukrzycy, której zdążył się nabawić unika cukru, je ciemna pieczywo co najwyraźniej mu służy bo żyje już ponad 85 lat ale widać efekty braku witami. Do tego zawsze lubił chodzić na grzyby i z psem na spacery. Dzięki temu trzyma się jeszcze na chodzie ale to było za mało... Gorzej jest z drugą babcią, która nie lubiła aktywności fizycznej, uwielbiała słodycze i nie dbała o dietę. Była osobą otyłą. Brak, ruchu, otyłość i zła dieta spowodowały u babci szereg problemów zdrowotnych. Choroba więcowa, ostereoporoza, zwyrodnienia stawów. Po pewnym incydęcie z życia babcia zaczęła mieć problemy ze snem. Nie mogła zasnąć z nerwów. Genialny Pan lekarz (rodzinny, który znał dziadków) zamiast zainteresować się pacjętem i zrobić coś dla jego dobra bez zastanowienia wypisał receptę na lek usypiający Polsen zamiast wysłać do psychologa albo samemu próbować pomóc ziołami (nawet gdyby miał zaproponorawć nielegalne ale uzdrawiające zioła). Na ulotce tego legalnego i wysoce niebezpiecznego narkotyku (POLSEN) jest napisane, że uzależnia i nie można go bez konsultacji z lekarzem przyjmować dłużej niż jedną tabletkę dziennie przez 7 dni. Tenże pseudo lekarz wypisywał babci Polsen przez trzy lata... Doszło do tego, że babcia z bólami stawów, w nieświadomości, prawie nic nie jedząc przeleżała w łóżku dwa lata. Brała nawet do dziecięciu Polsenów dziennie. Nic nie kojarzyła i myślała tylko o jednym - kolejnej dawce. Na szczęście jakoś babcię z tego wyciągnęliśmy. Przeszła udany odwyk przy okazji kolejnej operacji biodra i pobycie w szpitalu. Babcia nie jest już otyła, schudła prawie do zera ale wyszła z tego i żyje dalej. Dopiero teraz dotarło do niej, jak ważna jest dieta i zdrowe odżywianie. Babcia wykazuje niesamowitą wolę życia i to moim zdaniem ją ostatecznie uratowało. Niestety prawie nie może chodzić o własnych siłach a mięśnie uległy znacznemu osłabieniu ale myślę, że nawet w wieku powyżej 80 lat babcia zdrowo się odżywiając i próbując się rozruszać dojdzie do siebie. Nie ma rzeczy niemożliwych!

Reasumując mamy w naszych czasach plagę farmaceutycznych szarlatanów, którzy opanowali rynek medyczny. Nie oznacza to, że wszyscy lekarze są źli. Wielu z nich działa nieświadomie. To co możemy zrobić to interesować się tym jak żyć aby być zdrowym. Czytać, słuchać i nie dać się ogłupić reklamom i nowoczesnym trędom.

Tutaj lista ciekawych artykułów o zdrowiu człowieka, którą będę rozwijał:

http://warszawa.cz/forum/Watek-Krzysztof-Romanowski-lekarz-medycyny-chinskiej

http://biotechnologia.pl/biotechnologia/aktualnosci/zabojcze-witaminy-podstepna-aspiryna-i-zyciodajny-cholesterol-czyli-inne-oblicze-znanych-substancji-rozmowa-z-prof-jackiem-lelukiem-z-uniwersytetu-zielonogorskiego,13233





Go WitA!

piątek, 30 października 2015

"Zwiędł Burger" z fasoli i grochu

Najlepsze burgery świata to Dudzik Burgery. :) Jak niektórzy wiedzą miałem kiedyś w życiu niechlubny incydent przy smażeniu prawdziwych hamburgerów z krów. :( Te kilka miesięcy babrania się w świeżym mięsie przyczyniły się m.in. do głębszych przemyśleń na temat skąd się bierze, jak się produkuje i w sumie po co jemy mięso. Tak czy siak miłość do burgerów nie zmalała choć mięso rzuciłem. Szczerze przyznamy, że burgery bez mięsa, które robię teraz są nawet smaczniejsze, zdrowsze i nie powodują tyle cierpienia na świecie co te z wołowiny.

Koniec tych rzewnych pierdół i przechodzimy do meritum sprawy. :)

Tak wygląda obiad z burgerem dla takiego obżartucha jak ja. Bułeczka orkiszowo dyniowa ze sklepu.


Oto BURGER z fasoli i bobu, który zrobiłem w tym roku na działce. Był wyjątkowo dobry gdyż bułka i kotlet był z grila. Smaku dymu nie da się podrobić. Zdjęcie słabe ale prawdziwe tak jak i inne na moim blogu :). Mniam


Dobry burger to kilka niezbędnych składowych. Każda z nich jest równie ważna.

Bułka, najlepiej z ziarnem typu pestki dyni, słonecznika czy klasyczny sezam. Niektórzy pieką bułeczki sami ale moje ciągłe wyjazdy na koncerty, oraz praca w studio od rana do późnej nocy praktycznie od kilku lat bez przerw utrudnia aż takie praktyki kulinarne. Zauważyłem, że najlepsza jest bułka kupiona wczoraj i przechowana przez noc w lodówce. Robi się wtedy wilgotniejsza i traci chrupkość ale po podpieczeniu robi się idealna. Takie dedykowane do burgerów bułki są beznadziejne. Poszukajcie fajnej normalnej bułki ale nie kajzerki.

Mimo pracy po 14h dziennie prawie codziennie mam czas robić sobie jedzenie własnoręcznie. Polecam również Tobie!

Sos w burgerze to magiczny składnik, dzięki któremu możemy burgerowi nadać charakter - łagodny, ostry, wędzony, słodki itd. Mój ulubiony sos do burgera to mieszanka kilku sosów: majonez (własnej produkcji), musztarda i katchup. Najlepiej wszystko domowej roboty, żeby nie truć się konserwantem, barwnikiem, gumą arabską czy innymi typu "E666". Do tego piękny smaczek robi sos BBQ tylko bez mięsny oczywiście ;). Trudno znaleźć w sklepie sos BBQ bez sztucznych dodatków, ale można próbować zrobić coś takiego samemu.

Kotlet może być zrobiony z różnych rzeczy i według różnych receptur. Będę tutaj na blogu umieszczał różne przepisy na kotlet do burgera. Dziś kotlet z czerwonej fasoli i grochu, który oprócz burgera może sam w sobie być daniem głównym w klasycznym stylu - w towarzystwie np. gotowanych ziemniaczków i surówki.

Składniki na 4 kotlety:
- 200g suchej fasoli
- 200g suchego grochu
- dwie kopiaste łyżki mąki ziemniaczanej
- dwie kopiaste łyżki mąki przennej razowej (można zastąpić inną mąką jak ktoś ma uczulenie bądź jest fanatykiem zdrowego odżywiania)
- dwa jajka
- cebula
- bułka tarta
- 1/2 łyżeczki pieprzu
- 1/4 łyżeczki soli*
- 1/2 łyżeczki kminku mielonego
- 1/2 łyżeczki kardamonu mielonego
- 1/2 łyżeczki cząbru
- 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej (konserwant i spulchniacz, z którego można zrezygnować)
- olej najlepiej taki gęsty kokosowy nie rafinowany, ale rzepakowy też daje radę.

* - Jeżeli zrobicie tak jak ja robię z 500g fasoli i 500g grochu (na cały tydzień) to warto dać proporcjonalnie więcej soli niż 1/4 łyżeczki w ramach konserwacji.

Fasolę i groch należy namoczyć przez noc i następnego dnia ugotować. Po przestygnieciu zmielić (zemleć ale ja wolę zmielić;) ) razem z cebulą. Wymieszać w misce zmieloną fasolę, groch, mąki, cebulę, jedno jajko i przyprawy. Jeżeli masa będzie za mokra dodać wiecej mąki ziemniaczanej. Uformować cztery kotlety o średnicy podobnej do średnicy bułki, którą dysponujemy. Obtoczyć w jajku i bułce. Smażymy na małym ogniu aż kotleciki będą ciemno brązowe. Ja lubię lekko przypalone. :)


Dodatki do burgera to przedewszystkim sałata lodowa, pomidor, ogórek konserwowy, cebula albo bardziej ekstrawagancko plasterki gruszki i rukola, ale jak zawsze w kuchni mamy pełną dowolność. To na co masz smaczek może być dodatkiem do burgera. Nasz organizm sam potrafi się domagać tego co mu potrzeba. Trzeba tylko umieć odróżnić głód uzależnienia (np. od cukru czy mięsa) od głodu potrzebnych witamin czy minerałów.

Smacznego.
Go WitA!

niedziela, 18 października 2015

Zwykły, normalny, ordynarny Majonez.

Kolejny prosty i podstawowy składnik wielu dań, sosów itd. to najzwyczajniejszy majonez.

Biegamy codziennie do sklepu żeby kupić sobie słaby smakowo, wypełniony syfem majonezik. Marnujemy czas, pieniądze, generujemy kolejny pusty słoik do wyrzucenia, a co najważniejsze wystawiamy wątrobę na walkę z nieznanymi substancjami ulepszającymi smak i konserwującymi, które generują różne choroby cywilizacyjne typu uczulenia, rak, choroby autoimunologiczne itd.

Zrobienie własnego majonezu zajmuje 10 minut pod warunkiem, że mamy na wyposażeniu robot kuchenny typu mikser :).

Składnik:
- dobry olej rzepakowy albo z oliwek (oliwa da inny smak) około 0,4l źródło tłuszczu oraz kwasów z grupy omega coś tam :)
- jedno żółtko (jajko wiejskie z naturalnej chodowli da odpowiedni smak oraz wartości odżywcze bez sterdydów i antybiotyków)
- dwie łyżeczki najzwyklejszej delikatnej musztardy (warto poczytać etykietki żeby wybrać naj mniej "sztucznie ulepszoną" recepturę
- łyżeczka octu (ja daję winny z jabłek)
- kropla miodu (na czubeczek łyżeczki zamiast cukru, kupować tylko ten polski)
- szczypta soli (do smaku i konserwacji)
- szczypta pieprzu

Przepis:
Do miseczki wrzucamy wszystkie składniki oprócz oleju i miksujemy. Podczas miksowania zaczynamy powolutku dolewać olej. Substancja zaczyna się ścinać pod wpływem reakcji octu, żółtka i oleju. Jak dodamy stopniowo cały olej miksując nieustannie majonez stanie się bielszy i gęsty. Jeżeli jest za ostry to dodajemy wiecej oleju aż smak nas usatysfakcjonuje. Dosalamy do smaku według indywidualnych upodobań. Pamiętać trzeb o tym, że sól i ocet utrudni rozwój bakteriom i sprawi, że nasz majonezik poleży w ldówce nawet do dwóch tygodni.

Brzydkie nie zachęcające zdjęcie:

Taki majonez po prostu miażdży!!!

Odkąd nie jem produktów mlecznych majonezik stał się podstawą bazową różnych sosów ale o tym innym razem. Robię taki raz w tygodniu. Możecie niebawem spodziewać się również przepisu na majonez vege ale to za jakiś czas. 

Na koniec podsunę pomysł żeby do naszego majonezu wycisnąć dwa albo trzy ząbki czosnku i powstanie pyszny sosik czosnkowy do pizzy, zapiekanek czy domowego wegetariańskiego kebaba z fasoli albo cieciorki (al'a falafel).

Go WitA!


wtorek, 13 października 2015

Kotlek z kani czyli roślinne "mięso lasu".

Grzyby do niedawna były niedocenianym pokarmem uważanym za pusty - bezwartościowy. Tymczasem okazuje się, że gulasz z pieczarek może być zdrowszy i dać nam więcej niż gulasz z "pięknego" kawałka czyjegoś karku czy też pupy. 

Sierpień, wrzesień, a czasami nawet październik jest porą obfitą w ten leśny pokarm i należy to wykorzystać. Zbieram grzyby od dziecka ale dopiero od niedawna cenię sobię tę samontną chwilę w lesie, na łonie natury. Już nie traktuje tego jak zawody - kto więcej i szybciej. Spacerując w dzikim borze, z dala od cywilizacji można, oprócz przerażenia i pełnych portków na widok dzika, poczuć bardzo fajne emocje związane z jednością naszego bytu z całą przyrodą na Ziemi. Jedni będą się bali inni poczują coś fajnego. Polecam :)!

Grzyby mają bardzo dużo białka, mało tłuszczu, są bogate w minerały, witaminy i aminokwasy egzogenne. Są pełnowartościowym pożywieniem bogatszym od przykładowej piersi z kurczaka. Ilością witamin dorównóją nawet wątróbce tak cenionej przez naturalnych miesożerców jak lew czy niedźwiedź. 

Należy jednak pamiętać, że grzyby chłoną rtęć, ołów czy arsen więc nie należy ich zbierać w bezpośrednim pobliżu dróg czy fabryk.

Bardzo ważne jest żeby nie dewastować lasu podczas zbierania grzybów. Szczególnie zwracajmy uwagę na ściółkę w miejscu gdzie wyrósł nasz skarb w postaci grzybka. Grzybnia żyje w ziemi pod ściółką i może być ogromna. Grzyby, które zbieramy są tylko jej owocami. Ta sama grzybnia da grzyby w przyszłym roku i przez miliony kolejnych lat o ile jej nie zniszczymy.


Wybrałem jeden z mniejszych kapeluszy. Miałem wyjątkowe szczęście trafić w warzywniaku takie trofeum choć obok były nawet cztery razy większe... :) 


Przepis:
Kotlet robimy tak samo jak klasycznego schabowego. Kapelusz kani umyłem i osuszyłem. Pokroiłem na cztery części. Każdą posoliłem, popieprzyłem i obtoczyłem w jajku z mąką i solą (gęstość jak na naleśniki) i bułce. Smażyłem na oleju rzepakowym aż się zarumieniło z obu stron. Nie wolno przypalić!


Podałem z ziemniakami i surówką z marchwi, selera, jabłka i z majonezem. Kotlet był przecudowny. Podobne kotlety można zrobić z pieczarek, boczniaków czy rydzów.


Nie należy zbyt często jeść smażonych rzeczy ale kotlet z kani nie zdarza się codziennie...

Smacznego!

Jak ugotować ziemniaczki co by mieć z nich jak najwięcej.

Czasami najprostszy przepis może wymagać komentarza. W mojej rodzinie od kilku pokoleń gotowało się kartofle obrane, posolone, w dużej ilości wody. Okazuje się, że w ten sposób moi przodkowie, wraz ze mną do niedawna, marnotrawiliśmy bez sensu tę życiodajną bulwę.

Jak źródła podają z gotowanych produktów wypłukujemy wiele wartości odżywczych. Okazuje się, że w skórce warzyw i owoców oraz tuż pod nią jest spore złoże m.in. witamin. Dodatkowo nie obrana skórka utrudnia wypłukanie tychże składników z warzywka podczas obróbki termicznej w otoczeniu wodnym. ;)

Przepis:
Ziemniaki dokładnie myjemy z ziemi, nie obieramy ale kroimy w mniejsze kawałki żeby szybciej się ugotowały. Wrzucamy do garnka i zalewamy wodą tak żeby zanurzyły się do połowy. Solimy odrobinę pamiętając, że więcej soli zostanie w ziemniakach bo nie będziemy ich odlewać. Gotujemy na malutkim ogniu, zakryte przykrywką, aż zmiękną. Najlepiej żeby woda sama się wygotowała.

W ten sposób możemy gotować prawie wszystko. Woda powinna sama się wygotować żebyśmy nic nie odlewali bo szkoda wyrzucać pieniędzy w postaci cennych minerałów i witaminek.

Inny sposób na zdrowe gotowanie to gotowania na parze.

Takie ziemniaczki najchętniej polewam oliwą z oliwek i posypuję koperkiem albo pietruszką. Zjadam wraz z przepyszną skórką. Smażone rydze, kotlet z cieciorki oraz ogórek małosolny i kiszona kapusta będą zacnym dodatkiem do zwykłych kartofli. Na zdjęciu Nasze ziemniaczki.




Smacznego!!!

środa, 7 października 2015

Kakao zamiast supli z magnezem.

Dziś bardzo prosty, wręcz banalny przepis na gorące kakao nie tylko jako deser ale uzupełnienie braków magnezu i żelaza. 

Ze względu na częsty wysiłek i pocenie, które jest jego wynikiem, mój organizm wytraca wiele minerałów takich jak magnez przez co po koncertach często miewałem skórcze. Kakao pite co drugi dzień może rozwiązać ten problem bez zażywania pastylek, które moim zdaniem więcej szkodzą niż pomagają. Jedyne co złe w kakale to zawartość narkotyku zwanego KOFEINĄ. Naszczęście ilości śladowe ale lepiej dzieciom nie podawać wogóle produktów z kofeiną bo się uzależnią i będą poźniej piły dużo kawy (co dziennie jedna to już dużo!!!), herbaty, a co najgorsze coli... W czekoladzie też jest KOFEINA!!!

Każdy zna ten przepis ale przypomnę go w nowej wersji właśnie ze względu na jego zdrowotne właściwości, o których zapomnieliśmy.


Moje kakao robimy na bazie wody albo mleka roślinnego. Mi najbardziej smakuje kakao na mleku kokosowym. Na dwie filiżanki potrzebujemy 300ml wody bądź mleka roślinnego*, cztery łyżeczki kakao i trzy łyżeczki miodu. Najpierw podgrzewamy płyn z kakaem i mieszamy aż stanie się jednolity. Po zdjęciu z palnika i delikatnym ostygnięciu dodajemy miód. Nie chcem żeby miód stracił swoje właściwości dlatego nie dodajemy go do wrzątku tylko poźniej.

Smacznego!

* - trzymamy się z dała od mleka zwierzęcego gdyż jest niezdrowe dla ludzi i jest wytwarzane w haniebny sposób chyba, że macie takie prosto od krowy ze wsi i pewność, że to szczęśliwa krówka. :)

środa, 30 września 2015

Twarożek wegański z fasoli.

To super proste danie śniadaniowe zapewni kilka ważnych składników odżywczych. Fasola daje białko i węglowodany, oliwa z oliwek zdrowy tłuszczyk a pietruszka i czosnek witaminy, minerały i enzymy wspomagające organizm.


Co dobrego tu mamy:
- trzy duże garści fasoli, którą wcześniej namoczyłem przez noc i ugotowałem rano (gotujemy około 60minut aż zmięknie)
- trzy łyżki oliwy z oliwek
- dwa ząbki czosnku
- cztery gałązki natki pietruszki
- szczypta soli
- odrobina wody

Przepis:
To bardzo proste danie. Wrzucamy wszystko do blendera. Blendujemy i gotowe :).

Ja zjadłem tę pastę na niezdrowej białej bułeczce, której nie jadłem już ze dwa miesiące (tak mnie naszło, a jak nie robię tego co tydzień to nic się złego nie stanie) i posypałam szczypiorkiem.

Dodatek natki pietruszki nie był przypadkowy. Ma ona bardzo dużo witaminy C, prowitaminy A, chlorofilu, wapnia, sodu, magnezu i żelaza. Podobno odpowiednia ilość magnezu chroni nasz organizm przed zawałem, przyswajaniem niektórych metali ciężkich jak kadm czy ołów oraz odwapnieniem kości.

GO WitA!

poniedziałek, 28 września 2015

Wegańskie ciasto jaglano/batatowe z bakaliami i brzoskwiniami w polewie kakaowej a'la Witalis

Pierwszym wpisem na moim blogu będzie ten oto dziś zaimprowizowany przepis. Do wykonania tego ciasta zainspirował mnie inny przepis na sernik jaglany oraz pierwsze wrażenie po zjedzeniu batatów czyli słodkich ziemniaków, które wydały mi się być idealne do wegańskiego sernika. To co mi wyszło nie nazwał bym sernikiem ale jest pyszne.


Co dobrego tu mamy:
- kasza jaglana 100g, której właściwości nie trzeba zachwalać
- gotowany batat około 350g (jedna średniej wielkości sztuka)
- orzechy włoskie, migdały i rodzynki 2 szklanki (źródło tłuszczu, białka i cukrów oraz witamin, makro i mikro elemantów)
- mąka przenna razowa typ 1850 pełnoziarnista 2 szklanki
- zwykła biała mąka 0,5 szklanki
- mąka ziemniaczana 1 łyżeczka
- cukier trzcinowy nierafinowany 1 szklanka (sacharoza jest niezdrowa nawet jak jest brązowa ;) lepiej użyć pięciu dużych łyżek miodu)
- trzy łyżki miodu do masy jaglanej
- kakao gorzkie naturalne 4 kopiaste łyżeczki (źródło magnezu)
- cukier trzcinowy nierafinowany dark muscovado 4 kopiaste łyżeczki do polewy kakaowej (lepiej użyć 4 łyżeczek miodu)
- oliwa z oliwek
- olej rzepakowy
- masło roślinne kokosowe 70g (masło roślinne utwardzane jest bardzo niezdrowe więc używajcie masła kokosowego albo poprostu zwykłej oliwy albo oleju rzepakowego)
- brzoskwinie 6szt (duża puszka choć te z puszki będą miały CUKIER i będą bez wartości odżywczych)
- ziarna słonecznika do posypki
- mleko ryżowe (można użyć sojowego, orzechowego, kokosowego itp.)
- odrobina otartej laski wanilii (1/5 laski)
- bułka tarta (lepiej użyć kaszy mannej)

Przepis:
Rozgrzewamy piekarnik do 200'C. 

Kruchy spód:
Mieszamy całą mąkę (razową i zwykłą) z pięcioma dużymi łyżkami miodu, masłem kokosowym i dwoma łyżkami mleka ryżowego, szczyptą soli i podlewamy oliwą z oliwek w trakcie gniecenia ciasta aż masa bedzie jednolita i kleista (nie za sucha). Blachę około (25cm/35cm) smarujemy olejem rzepakowym, obsypujemy kaszą manną i rozkładamy na niej ciasto rozgniatając je tak żeby równo wypełniało formę. Pakujemy do rozgrzanego piekarnika na 20 minut.

Masa al'a sernik:
Kaszę jaglaną i batata obranego ze skórki i pokrojonego na drobne kawałki gotujemy na miękko w małej ilości wody tak żeby nic nie odlewać (nie tracimy tyle witamin i minerałów) i blendujemy lub rozcieramy na drobną masę. Dodajemy dwie łyżki białej mąki tortowej, trzy łyżki miodu, orzechy, migdały, rodzynki, wanilię i wszystko mieszamy.

Gotową masę wykładamy na upieczony spód i równomiernie rozprowadzamy. Na wierzch układamy pokrojone w kawałki brzoskwinie lekko wciskając je w jaglaną masę i pieczemy dalej w 200'C przez 40 minut.

Polewa z gorzkiego kakao
Do rondelka wlewamy 1/3 szklanki mleka ryżowego i mieszamy podgrzewając do wrzenia z kakao i jak zacznie stygnąć dodajemy cztery łyżeczki miodu. Na koniec dodajemy łyżeczkę mąki ziemniaczanej żeby masa zgęstniała.

Po wyjęci ciasta z pieca odrazu polewamy jeszcze nie zastygniętą masą kakaową i posypujemy z wierzchu ziarnem słonecznika.


Takie ciasto może być śmiało nie tylko deserem ale i podstawowym daniem każdego posiłku. Smacznego i na zdrowie.

GO WITA!

niedziela, 27 września 2015

Afera paliwowa. Akt eko terroryzmu czy wykorzystanie ekologi do celów biznesowych?

Dostałem pytanie od fana:


"Co o tym sądzisz? http://joemonster.org/art/33592/Afera_spalinowa_Volkswagena_ekoterroryzm_ktory_wykancza_motoryzacje"


Uważam, że już dawno (za czasów Pana Forda) motoryzacja powinna była przeskoczyć na ekologiczne żródła energii i czytałem o tym, że sam Ford tak uważał ale został skutecznie przekonany do zmiany nastawienia. Miał pomysły żeby silnik był na olej konopny bądź inny roślinny. Lepszy będzie zdaje się wodór bądź alkohol. Nie znam się na tym wiec w tej technicznej kwesti pewnie ktoś inny bardziej kompetentny powinien się wypowiedzieć ale słyszałem, że w Japoni (tylko na rynek Japoński) niebawem będą w masowej produkcji wodorówki.




Moim zdaniem cała sytuacja jest wywołana przez żądze władzy i pieniądza. Ktoś nie chce, żeby energia była tania albo darmowa, tak samo jak nie chce żeby rzeczy były długo trwałe i działały jak najsprawniej. Poza tym może chcą nas zatruć czymś za co jeszcze grubo płacimy (benzyna, samochody, drogi). Przez samochody wdychamy co wdychamy i nie ruszamy się tyle co potrzeba. Na daleką trasę samochód na alkohol albo wodór jak najbardziej ale w okolicy 15-30km mogli by wszyscy poruszać się rowerem albo wozem na prąd. Dlatego staram się do mojej pracy jak najczęściej chodzić na piechotę bo mam tylko 4km, a jak jeżdżę to starym Cinquecento 0,9l z 1996 wyprodukowanym w POLSCE choć stać mnie na lepszy samochód. Tylko po co? Ludzie lubią mnie bez względu na auto, którym jeżdżę.


Możliwe, że normy pod płaszczykiem ekologi były wymyślone prze koncerny motoryzacyjne po to żeby skomplikować i wymusić popyt na nowe bardziej wadliwe auta (zmowa żarówkowa), a teraz kiedy sprawa wyszła na jaw giną od własnej broni. Udawali eko żeby realizować inne cele - zarabianie obrzydliwie wielkich pieniędzy... Oliwa sprawiedliwa... kij ma dwa końce... kto mieczem wojuje... itd.


Niestety nie da się zbyt długo mydlić ludziom oczu. Coś co kiedyś było dla mnie śmieszną niedorzecznością, mówię tu o różnych spiskach i teoriach, dziś staje się rzeczywistością i już się z tego nie śmieję tylko jestem przerażony. Powinniśmy mieć oczy szeroko otwarte i dmuchać na zimne zanim okaże się, że nie zdąrzyliśmy się przygotować na zderzenie z realiami, które nie były przed społeczeństwem ogólno światowym ujawniane. Jak u Orwela. Takie motywy mamy prawie we wszystkich dziedzinach życia. Jedzenie, lekarstwa, styl życia, konsumpcjonizm, nadtolerancja na wszystko... To co jest reklamowane jako dobre jest na ogół złe. To co jest misją pokojową jest wojną a to co atakiem terrorystycznym może rozpaczliwą akcją przeciwko tyrani. Trzeba umieć to na trzeźwo ocenić mając z tyłu głowy myśl, że dla pieniędzy niektórzy by własne dzieci sprzedali a co dopiero z obcymi...